Odchodzący powoli do panteonu legend francuskiej komedii Christian Clavier daje z siebie wszystko w roli Verneuila – irytuje się, dąsa, stroi miny, słowem, jest karykaturalny jak należy. Reszta
...a lekarz ksenofob. Dowcip kiepski, na szczęście film całkiem znośny. Nie pierwszy raz zresztą Francuzi udowodnili, że potrafią z przeterminowanych sucharów upichcić strawny kawałek kina – o mało wyrazistym smaku, ale podawany przez niezłą obsadę i scenarzystów ze społeczną misją.
Żyd (Ary Abittan), Arab (Medi Sadoun) i Chińczyk (Frederic Chau) to zięciowie konserwatysty i burżuja, Claude'a Verneuila (Christian Clavier). Pan Verneuil, postać rodem z balzakowskiej "Komedii Ludzkiej", zagryza zęby w trakcie kolejnych ślubów, licząc, że przynajmniej najmłodszą latorośl wyda za białego katolika z dziada pradziada. Marzenie ściętej głowy: gdy piękna Laure (Elodie Fontan) zaręcza się z ciemnoskórym Charlesem (Noom Diawara), czarka się przelewa, a kulturowo-religijny, rodzinny tygiel staje się bombą z opóźnionym zapłonem.
Starcie twardogłowego Verneuila z zięciami rozpisane jest na szereg klasycznych wątków, w których stereotypy związane z narodowością i wyznaniem najpierw stają się przedmiotem długich dyskusji, a potem zostają obalone w kilku sytuacyjnych gagach. Proszone obiady, w trakcie których kurtuazja ustępuje miejsca tłumionym przez lata rasowym uprzedzeniom, kłopoty z trzymaniem wspólnego frontu przy wychowaniu dzieci, obce kapitały wypierające stołeczne, francuskie przedsiębiorstwa – to wszystko sedno filmu i choć wnioski płyną z obrazu niewesołe, scenarzyści przykrywają je grubą warstwą humoru. Czasem robią to skutecznie, kiedy indziej bez powodzenia. Zwykle jednak – z taką samą dozą naiwności. Nie ma tu problemów, których nie dałoby się rozwiązać po paru kieliszkach wina, zaś poruszenie palącej kwestii klinczu francuskiej burżuazji oraz ludności napływowej wydaje się usprawiedliwiać w mniemaniu twórców reżyserskie i scenariopisarskie lenistwo.
Odchodzący powoli do panteonu legend francuskiej komedii Christian Clavier daje z siebie wszystko w roli Verneuila – irytuje się, dąsa, stroi miny, słowem, jest karykaturalny jak należy. Reszta obsady dotrzymuje mu kroku, z kolei dynamika jego relacji z tercetem Abittan-Sadoun-Chau owocuje kilkoma soczystymi linijkami tekstu. Nic zresztą dziwnego - konwencja lekkiej, niezobowiązującej farsy to dla Francuzów chleb powszedni. Oglądając film Philippe'a de Chauverona, można dojść do wniosku, że mainstreamowe, komediowe menu znad Sekwany jest jednak zbyt ubogie – jeśli znudziły Was już filmy Agnes Jaoui albo kasowe hity w rodzaju "Jeszcze dalej niż północ", ten "grzech" możecie sobie podarować. Jeśli jednak to wasza bajka, cyfry z europejskiego box-office'u będą najlepszą recenzją.
Michał Walkiewicz - krytyk filmowy, dziennikarz, absolwent filmoznawstwa UAM w Poznaniu. Laureat dwóch nagród PISF (2015, 2017) oraz zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008). Stały... przejdź do profilu